Rzeka Wye
Wpisany w kategorii Wyprawy dnia 29/03/2014 przez krycekŁososie – podejście numer dwa. Rok temu już mnie raz Chub namówił, na tą rzekę i łososie – wtedy był blank, ale tak to niestety bywa z tymi rybkami. Tym razem jesteśmy o miesiąc wcześniej i na nieco wyższym odcinku rzeki. Chub będzie łowił na spinning i dwuręczną muchówkę gdzie się da. Ja tylko spinning gdyż nie mam jeszcze zestawu muchowego na łososia, ciekawostką jest również, że ten odcinek rzeki nie wszędzie sprzyja muszkarzom. Woda jest lekko podniesiona, do tego również nieco brudnawa: widoczność około 0.5m. Na moje wędkarskie oko warunki niezłe, choć do łososiowego experta raczej mi daleko. Zaczynam na środku odcinka i idę w górę rzeki, Chub w dół. W pierwszych kilku minutach widzę, że coś się spławia powyżej – to jest motywacja, której potrzebuje. Po ostatnim wypadzie na którym wydaje mi się, że po prostu nie było ryb w łowisku teraz potrzebuje świadomości, że mamy jakieś ryby na odcinku. Idę w miejsce w którym ryba się spławiła i po krótkim czasie łowię pstrąga, to nie cel wyprawy ale przynajmniej się coś dzieje. Po kilku godzinach wychodzi słońce, a to ponoć nie jest dobry omen. Trochę się obijamy w samo południe, chłoniemy słońce i piękną pogodę, ale czas się znowu zmotywować i zacząć dalej łowić, w końcu nie przyjechaliśmy się tu opalać.
Dosyć szybko łowię kelta, ładna ryba choć chuda, nie walczy za mocno. Za to w pięknej kondycji, szybka fotka w wodzie i ryba wraca do wody, nie ma co męczyć tego bohatera :) Po jakiejś godzinie czesania słyszę jak nieco powyżej spławia się konkretna ryba, nie widzę jej ale słyszę duży plusk i falę zza krzaka – ryba wyskoczyła cała z wody nie ma wątpliwości że to łosoś. Ta część rzeki ma wysoki brzeg, nie ma łatwego dojścia do miejscówki. Idę polem na wysokość miejsca i zaczynam się skradać w kuckach – wszystko by dać sobie szansę. Oddaje kilka rzutów, różne kąty, różne odległości – niestety nic, ech trudno mówię sobie i zaczynam obławiać miejsce nieco poniżej już na stojąco. Oddaję rzut prostopadle pod drugi brzeg, przynęta idzie łukiem w poprzek rzeki, im bliżej brzegu tym bardzie równolegle i pod ‘prąd’. Nie całe dwa metry od brzegu, widzę jak żyłka wchodząca do wody zaczyna drgać, jakby coś zaczęło podgryzać obrotówkę. Pamiętam, że moja pierwsza myśl była ‘szczupak się dorwał’ zaraz będzie obcinka … zacinam i się zaczyna. Nie muszę długo czekać by zobaczyć ogon ryby i stwierdzić, że ryba jest duża, ogon przypomina pędzel ‘ławkowiec’. Krzyczę do Chuba, który jest daleko – bez jego pomocy z podbieraniem na pewno się nie obejdzie. Walka nie jest zbyt długa, pomaga chyba dosyć mocny acz elastyczny zestaw, który daje rybie popalić na tyle, że trafia stosunkowo szybko do podbieraka. Szybkie kilka fotek i ryba wraca do wody. Coż za adrenalina, mam wrażenie, że było za łatwo – poszło jak w szwajcarskim zegarku – sprawnie bez niespodzianek, i już jest po wszystkim. Coś czuję, że całe zdarzenie ‘dotrze’ do mnie po kilku kolejnych wyprawach bez kontaktu z łososiem – czy dziś miałem szczęście frajera? – może :) Wiem jedno, plan na dwuręczną muchówkę i więcej wypraw na tą piękną rybkę, już kiełkuję w mojej głowie.
Lokacja | Data | Szczupak | Okoń | Sandacz | Pstrąg |
Rzeka Wye | 29/03/2014 | - | - | - | 1 |